NIE TYLKO ODZIEŻ ULICZNA: KIBICOWSKIE KASTY
Najgłośniej śpiewającą grupa kibiców są bez wątpienia fanatycy. Zazwyczaj zgromadzeni na trybunie za bramką, odziani w koszulki w klubowych barwach lub odzież uliczną, obowiązkowo z szalami na szyjach. Na stojąco dopingują od pierwszej do ostatniej minuty, bez względu na warunki pogodowe. Do tego skaczą, wymachują szalikami czy koszulkami – tak najkrócej można scharakteryzować ich zachowanie oraz wygląd w trakcie meczów. Dla fanatyków nie jest najważniejsze, aby obejrzeć spotkanie, lecz aby je przeżyć i wspomóc piłkarzy w odniesieniu zwycięstwa. Kochają swój klub nie za sukcesy, potęgę i chwałę, lecz za nic i za wszystko zarazem. Za to, że jest. Uczucie to stanowi dla nich jedną z najważniejszych (jeżeli nie najważniejszą) wartości w życiu. Rozumieją, że miłość wymaga poświęceń, są gotowi na największe z nich, dlatego fanatycy wierni są. Trwają przy swej miłości, bez względu na okoliczności. Nie opuszczają jej nigdy, choćby wszyscy odwrócili się od niej lub pluli na nią. W miarę możliwości jeżdżą za nią, a jej stadion traktują jak drugi dom. Wspierają ją, ofiarowując jej swój śpiew. W imię zasady braterstwa, dbają o swoją kibicowską brać, szanują przyjaciół i wywiązują się z obowiązków z przyjaźni wynikających. Spośród wszystkich kibicowskich formacji są najbardziej medialną grupą, równie często chwaloną, co krytykowaną. Fanatyków docenia się za zapierające dech oprawy, wspaniały doping, gani za nieprzyjemne „pozdrowienia”, okazyjnie kierowane w stronę fanów przyjezdnych, władz związkowych czy klubowych. W polskich warunkach zazwyczaj można pośród nich wyróżnić dwie podgrupy – ultrasów oraz, nazwijmy to fanatyków „aktywnych”. Ultrasi w polskim rozumieniu tego słowa zajmują się tworzeniem opraw meczowych, fanatycy „aktywni” koordynacją ruchu kibicowskiego „na własnym podwórku”. Pomimo, że (szczególnie w przypadku tych pierwszych) jest to praca ciężka, mozolna, bardzo pracochłonna, wykonują ją całkowicie za darmo, ku chwale swej kibicowskiej braci. Wspólne działania wszystkich fanatyków uatrakcyjniają mecze, dodają blasku piłce nożnej, szczególnie w kraju, w którym futbol jest niestety na tak niskim poziomie.
Drugą pod względem głośności śpiewu, a zarazem najliczniejszą grupę fanów są tzw. pikniki. Zwykle stanowią ponad połowę osób na stadionie, na który przechodzą, aby obejrzeć i zarazem przeżyć mecz. Pomimo że większość spotkania obserwują na siedząco, czasem włączają się w doping, najczęściej na tzw. „dwie strony”. Wspierają tym samym swoich piłkarzy, oraz współtworzą specyficzną stadionowa atmosferę. Dzięki swym barwnym strojom (koszulkom, szalikom), dodają również naszym szarawym stadionom kolorytu. Na tym kończy się ich wkład w działalność ruchu kibicowskiego, tylko nieliczni jeżdżą za klubem. Pomimo to, nie można zarzucić im braku wierności, przeciwnie! Wielu z nich trwa przy swoim klubie, na dobre i złe. W miarę możliwości chodzą na mecze, a dla wielu kupienie przed rundą karnetu jest oczywistą powinnością.
Na meczach zjawiają się również fani, którzy koncentrują się wyłącznie na piłkarskim widowisku tzw. „widzowie”. Wszelki aspekty pozasportowe nie mają dla nich znaczenia. Ciężko określić ich stosunek do klubu. Fakt, że ktoś nie śpiewa, nie bierze udziału w życiu kibicowskim, nie świadczy o obojętności również wobec klubu. Z pewnością należą jednak to mniejszości.
Warto przy okazji również wspomnieć o nielicznej, ale bardzo specyficznej grupie kibiców „dojezdnych”. Fani ci, rozsiani po całym kraju czy świecie, pokonują setki czy nawet tysiące kilometrów, aby zjawić się na meczu ukochanej drużyny. Każdy taki wyjazd jest dla nich prawdziwym świętem. Emocje, jakich doświadczają w trakcie upragnionego spotkania umacniają ich w wierze i przyciągają na stadion ponownie. Właśnie oni najlepiej rozumieją, co kryje się pod słowem „wierność”.
Niewiele o tym wiedzą natomiast tzw. „kibice sukcesu”, licznie zjawiający się na meczach wyłącznie, gdy ulubiona drużyna jest „na fali”. Z dumą prezentują wtedy klubowe barwy, włączają się nawet w doping (gdy gospodarze prowadzą rzecz jasna). Pomimo to, nie cieszą się dobrą sławą w kibicowskim środowisku. Bo czy można w tym przypadku mówić o jakimś głębszym uczuciu? Bardzo podobną grupę stanowią tzw. „Janusze”. Od fanów sukcesu odróżniają się jedynie fantazyjnym ubiorem, makijażem...
Odkładając na bok wszystkie wady i zalety poszczególnych formacji, w tej całej mieszaninie można dostrzec coś pięknego. Stadion jest miejscem gdzie to, jaką człowiek ma pozycję społeczną, profesję, ile lat, jakiej jest narodowości, wyznania czy jaki ma kolor skóry, nie ma znaczenia. Ważna jest przyczyna, która skłania go do wybrania się na mecz, która określa, czy jest się kibicem czy też nie. Tym powodem nie jest zapowiedź dobrego widowiska, łatwego zwycięstwa, wspaniałego dopingu czy oprawy, lecz sam... klub, chęć bycia z nim.
Felieton jest własnością intelektualną miesięcznika "To My Kibice", w którym został w oryginale opublikowany. Dozwolone jest kopiowanie go, jednak wyłącznie po podaniu źródła - linka do Bloga Sklepu TMK.