NIE TYLKO ODZIEŻ ULICZNA: RACHUNEK SUMIENIA - PYCHA
- Musimy wreszcie rozliczyć te wkłady do koszulek z ich wiosennych występów!
- Musimy rozliczyć ten beznadziejny i absolutnie bezużyteczny zarząd naszego klubu!
- Musimy zacząć rozliczać wojewodów z ich idiotycznych decyzji!
- Musimy rozliczyć polityków przy urnie!
Jako kibice – uwielbiamy rozliczać. Wszyscy wokół nas się mylą, na co jesteśmy w stanie czasem przymknąć oko. Raz, drugi, piąty. Ale potem już trzeba rozliczać. Trzeba rozliczać zawodników, nawet gdy nie mamy zielonego pojęcia o tym, co dzieje się w szatni, co jest przyczyną słabych występów, jakie skrajne sytuacje dzieją się momentami w ich życiu prywatnym. Trzeba rozliczać dyrektorów, skautów, trenerów, trzeba na pewno rozliczać prezesów, czasem również właścicieli klubów. Ale chętnie rozliczamy nawet policję i polityków, choć jednocześnie coraz ciężej przychodzi nam nawet zorganizowanie porządnego bojkotu, albo w drugą stronę – godnej uwagi oprawy z pirotechniką.
Sami? Sami rozliczać się raczej nie chcemy. To znaczy – czasem zdarzy się, że o kimś trzeba pośpiewać na sektorze. Przed momentem był bratem po szalu, jeszcze przed chwilą byliśmy gotowi pójść za nim w ogień (a prędzej: przed nim, wysłani w ten ogień przez niego), ale teraz już śpiewamy. Gdy w oczy zajrzał wyrok z dwiema cyferkami przy pozbawieniu wolności, największy twardziel odrobinę skruszał, szybko zapominając o górnolotnych hasłach o zasadach. A wobec tego – można go śmiało rozliczyć.
Ale poza tym? Niczego przecież nie robimy źle, jesteśmy silni, mocni, nasza scena to światowa czołówka, nasz fanatyzm jest znany na całym świecie, naszych lasów boją się najbardziej bojowi wojownicy, a nasze oprawy linkują sobie na Whatsappie ultrasi od Buenos Aires po Norylsk. No właśnie. Czy na pewno?
Siedem grzechów głównych. Katolicy, ateiści, muzułmanie, prawosławni. Wszyscy mamy z tą siódemką do czynienia, nawet najbardziej czyści z nas. Kto nigdy się nie pysznił? Kto nie był chciwy? Natomiast jako środowisko kibolskie, z tą siódemką mamy wspólnego o wiele więcej, niż ktokolwiek może przypuszczać. Właściwie każdy z elementów tej układanki to coraz częściej nie jakiś błąd systemu, na marginesie naszej sceny, łatwy do wyeliminowania i wycięcia. To coraz częściej treść. Główne założenie, pod którym podpisują się wszyscy liderzy. Weźmy chciwość, która nie dotyczy jakichś pojedynczych jednostek, które przypadkowo trafiły między nas do klatki gości. Czasem dotyczy przecież całych ekip, od góry do dołu, wystarczy sprawdzić czasem jakość słynnego „okolicznościowego gadżetu”. Natomiast nie uprzedzajmy faktów, do każdego zdążymy dojść, w kolejnych odcinkach.
Startujemy jak – ha, cóż za ironia – jak Pan Bóg przykazał. Od pierwszego z tych siedmiu grzechów głównych, od dobrze znanej każdemu z nas PYCHY. Wystarczy zajrzeć pod komentarze na dowolnym kibicowskim fanpage'u. Wystarczy wejść na dowolne forum. Zapytasz, jak wypada nasza scena chuligańska na tle świata? Może Rosjanie dadzą nam radę, reszta to pionki i szczurki. Ultraska? Tylko my tworzymy monumentalne dzieła, może kartoniady Delije jeszcze wytrzymują konkurencję, reszta to jakieś zajęcia z plastyki w liceum. Fanatyzm? Nie ma na niego leku! U nas zawsze od kołyski aż po grób, chyba że akurat interesy wciągną na tyle, że stadion przestaje być tym centralnym punktem życia. „Jesteśmy zawsze tam!”, chyba że akurat mamy zakaz.
Można tak wymieniać dalej, bo akurat pycha, to jeden z ulubionych grzechów każdej subkultury. Niejako z miejsca mamy się za lepszych, za bardziej wartościowych – bo żyjemy inaczej, bo mamy inne, lepsze wartości. Ale czy tak jest na pewno? Już pal licho, jak wyglądamy na tle kibiców z innych państw. Jak wyglądają nasze protesty na tle Niemców, którzy wywalczyli utrzymanie reguły 50+1? Jak wygląda nasze szukanie atrakcji stadionowych na tle Francji, gdzie tylko w tym sezonie doszło do przynajmniej trzech bitw na murawie boisk najwyższej ligi? Jak wyglądają nasze oprawy na tle skandynawskich? Jak wyglądają nasze pokazy pirotechniczne na tle tych bałkańskich? Jak wyglądają liczby wyjazdowe na tle tych brytyjskich?
Nie ma sensu się biczować. Nie jesteśmy ani tacy doskonali, jak zazwyczaj o sobie myślimy, ani tacy beznadziejni, jak mogłoby się wydawać po takiej wyliczance. Gorzej, że pycha dotyczy też naszych wewnętrznych stosunków. Coraz częściej chuligan patrzy krzywo na przebieranki ultrasa, bo on bałby się przypalić racą swój najnowszy dres z modnego butiku. Ultras gardzi zwykłym wyjazdowiczem. Wyjazdowicz pikolem. Pikol alkonem. Jedynie alkon ma wszystko w dupie, póki na stadionie sprzedają piwo, choćby i najbardziej rozrzedzone. Tak, to nie jest reguła. Ale są wyjątki w każdej z ekip i są to wyjątki głośne oraz upierdliwe. Chuligan, który ma sześć wyjazdów na krzyż, ale osiem walk w oktagonie, uważa się za ważniejszego od zgredzika, który zaczął trzecią setkę i trzecią dekadę na kibicowskim szlaku. Osiedlowiec, który nie ma na karnet, ale zawsze ma na piątkowo-sobotnie wieczory, patrzy z pogardą na dzieciaka obwieszonego gadżetami, który leci na swój pierwszy mecz.
Ta pycha nas zabija. Na tym globalnym poziomie – bo przekonani o własnej sile przestajemy się rozwijać, przestajemy udowadniać każdego tygodnia na stadionach, w klatkach gości i nie tylko tam, swoją wysoką formę. Ale i na tym lokalnym poziomie, na którym zasada „każdy ponad każdym” prowadzi wyłącznie do zniechęcania ludzi naprawdę aktywnych, albo chociaż z potencjałem, by kiedyś stać się pełnoprawnymi fanatykami. Tu zresztą powoli dochodzimy do grzechu nieczystości – bo czy czyste intencje mają ci, którzy zakazują spontanicznej radości, spontanicznego fetowania? Którzy wolą zostawić sektor gości pusty, niż narazić się na wizerunkową klęskę podczas podróży?
Natomiast nieczystość oraz drugi z grzechów głównych, czyli chciwość – za miesiąc. W trzeciej części omówimy zazdrość oraz nieograniczenie w jedzeniu i piciu, a w finalnej, czwartej – gniew oraz ten najbardziej destrukcyjny dla całej sceny. Lenistwo.
Artykuł pochodzi z miesięcznika "To My Kibice". Kopiowanie dozwolone jedynie pod warunkiem podania źródła - linka do tej strony.