WOKÓŁ STREETWEARU: MURALE I GRAFFITI
Kto wynalazł farbę? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi, choć bynajmniej nie pełni one roli retorycznego. Jest to po prostu rzecz tak stara, że towarzyszy ludzkości niemal od zarania dziejów. Pierwsze naskalne malowidła pochodzą z paleolitu górnego datowanego od 40 tys. lat p.n.e.!!! Już wtedy różnoracy, pierwotni „artyści” przedstawiali sceny z życia codziennego, malując zwierzęta, sceny z polowań czy wyobrażenia bogów i bóstw.
Z biegiem czasu barwniki ewoluowały. Farba zyskiwała nowe kolory, różnorakie ich odcienie, dzięki czemu dziś na rynku jest dostępnych około 5 tysięcy odcieni czerwonego, czego nie jest w stanie rozpoznać ludzkie oko!
Odkąd tylko powstała, farba pełniła rolę polityczną. Służyła do malowania krótkich haseł na murach i transparentach. Do wyrażania poglądów i opinii w krótki, lecz jakże celny i widoczny sposób. Antyczne źródła informują że po bitwie pod Cheroneą na murach Aten pojawiły się liczne transkrypcje ośmieszające Filipa II i Macedończyków. Bitwa miała miejsce w 338 roku przed Chrystusem! Prawie na pewno jednak do podobnych zdarzeń z użyciem farby dochodziło już o wiele wcześniej.
Przełom nastąpił w momencie, w którym ktoś wpadł na pomysł i wymyślił spray. Wielka aluminiowa pucha, w niej farba pod ciśnieniem, najczęściej w aerozolu i główka. Ile przysparza ona zabawy nie muszę chyba mówić nikomu, kto kiedykolwiek miał ją w ręce. W Polsce przedmiot pojawił się gdzieś w latach osiemdziesiątych i zyskał sobie wielką popularność, zwłaszcza wśród młodzieży, która na szarych budynkach socrealizmu umieszczała różne sentencje i napisy. Roman Zieliński w kultowej książce „Pamiętnik Kibica” poświęcił temu osobny rozdział. Różnorakie napisy w stylu "Chcesz mieć dziecko silne, zdrowe? Kup mu wino owocowe!" na murach przedszkoli, czy "Byłem tu! Tony Halik" to niemalże wszędzie, gdzie tylko się dało. "Rżnij w karty i Małgosię", "Róbta co chceta" to cytat z Owsiaka, "Gdzie kucharek sześć tam trzeba chłopa" czy "Człowiek nie kaktus pić musi!" Hasło: "Nie bójcie się Chemii i Bioli" to z kolei na moim ogólniaku, bardzo dawno napisane, obecnie niestety już zamazane przez nagły przyrost gotówki i gruntowny remont szkoły. Przy tym wszystkim smarowano też napisy polityczne jak: Solidarność, Grudzień’70, Precz z komuną, Jaruzelski-Smok Wawelski, PZPR-zgniły ser, Katyń czy w późniejszym czasie Kler przejął ster i takie tam podobne. W pewnym momencie do akcji wkroczyli kibice. Na początku malowano pędzlem (gdy jeszcze nie było spray’ów) proste symbole i napisy, a potem, gdy do gry wkroczyła pucha, zaczęła się zabawa. Śląsk Ponad Wszystko, Tylko Wisła, Legia Mistrz, Forever Lech, HKS Ruch - tak to na początku wyglądało. Celem były dworce PKP i PKS, przystanki autobusowe, garaże i osiedla. W pewnej chwili wszystko zaczęło się zazębiać i fanatycy zaczęli prowadzić ze sobą istne wojny na hasła i napisy, obrażające się nawzajem i zaznaczając swoje terytorium (np. Lech pany, ŁKS zone). Niezliczona ilość szubienic, wyzwisk, gwiazd Dawida, oblepiła miasta, budynki przydrożne i szare mury wzdłuż torów kolejowych. W Łodzi do prostych napisów ŁKS i RTS przeciwnicy domalowywali sobie nawzajem różnorakie semickie akcenty, w Krakowie przerabiano nazwy klubów dopisując przyrostki i przedrostki, a na Górnym Śląsku niezliczoną ilość szubienic i wulgaryzmów nad poszczególnymi skrótami i symbolami klubów. Późnymi wieczorami i w nocy chłopcy zaopatrzeni w puchy zapuszczali się w dzielnice swoich miast, by przyozdobić mury w odpowiednie akcenty. Na początku starano się dobierać farby pod podstawowe barwy klubów. Widzew używał czerwonego, ŁKS malował na biało, Legia na zielono, a Ruch na niebiesko. W pewnej chwili zaczęły powstawać coraz fajniejsze i bardziej wymyślne wzory, gotyckie literki, wstawki z buldogami i inne elementy opatrzone w barwy klubów w odpowiednim odcieniu i kolejności. Już pod koniec lat dziewięćdziesiątych można było zauważyć murale o zabarwieniu klubowym, ale były one rzadkością. W tamtym okresie przeważały proste hasła po angielsku, których nie brakowało w żadnym z polskich miast: Blue & Reds Forever, Official Hooligans, GKS King, Ruch Hool’s, Only KSG jak i po polsku: Niebiescy Wojownicy, Władcy Północy, Wisła Królowa Polski, Rycerze Koziego Grodu i wiele innych, o podobnym zabarwieniu. Do tego dochodziły elementy subkulturowe: White Power, White Pride i wiele innych.
Dopiero po pewnym czasie, a uściślając po roku 2000, graffiti klubowe zaczęło przybierać na sile. Graffiti narodziło się w USA, służąc do znaczenia stref dzielnic, które należą do poszczególnych gangów jak Crips czy Bloods. Było kopią murali, które powstawały w Belfaście po to, by poprzez barwy, napisy i kolory oddzielić część protestancką od katolickiej, aby Brytyjczycy i Irlandczycy nie wchodzili sobie w drogę. To właśnie tam, w Belfaście, ścienne malunki polityczne są czymś, o czym można by było napisać książkę, wydać album pełen zdjęć, a ludzi je tworzących uznać za prawdziwych artystów.
W Polsce mamy obecnie prawdziwy wylew klubowych rysunków. W miastach z derbowym przeciwnikiem napisy i rysunki znaczą strefy wpływów, rozsławiają klub i sprawiają że ludność go rozpoznaje, identyfikując się z nim. Nie inaczej jest tam, gdzie rywala zza miedzy brak, tylko ultrasi mają mniej pracy przy poprawianiu przestrzelonych prac. Na początku pod osłoną nocy, jednego wieczora nakładano podkład, a drugiego markerem malowano wzór, który pokrywano farbą. Jakiś herb, buldog, nazwa w barwach i wymyślnym stylu. Dopiero później, za zgodą odpowiednich urzędów, legalnie zdobiono szare mury w białe dnie, nie rzadko przy szerokiej gamie różnorakich obserwatorów. Wielkim plusem jest to, że obecnie wiele władz samorządowych zrozumiało, że na murach i tak powstaną napisy i wzory i albo będą one w pełni profesjonalne, nawiązujące do tradycji i mieszkańców, klimatów poszczególnych miejsc i regionalnej specyfiki albo tylko oszpecą i tak już szpetne budynki nieudanymi bazgrołami, wulgaryzmami i szeroko pojętym chamstwem. Jednym z najokazalszych w Polsce jest mural Zagłębia Sosnowiec "Zagórze-rycerskie tradycje, osiedlowa rzeczywistość", który pokrywa 400 metrów kwadratowych ściany bloku! Na szacunek i uznanie zasługuje również dzieło "Hool’s Kopernik" Lecha. Ich motywy i tematyka są różne. Nawiązują do starożytności i średniowiecza. Do przyszłości, kosmosu. Sportowego ringu, MMA. Obrazują personifikację buldogów, pit bulli i innych bojowych zwierząt. Ukazują trybuny, oprawy, sektory, młyny. Chuliganów, ultrasów, fanów. Na takich np. Bałkanach tego typu dzieła są czymś powszechnym. Malunki Torcidy o Hajduku w chorwackim Splicie, Gate 13 w Atenach o zielonym Panathinaikosie czy Gate 7 o czerwonym Olympiakosie wzbudzają niemalże dziecięcy zachwyt swoim realizmem i pomysłowością w oczach i duszach obserwatorów. Nie inaczej jest w przypadku ekip włoskich czy w krajach Ameryki Południowej. Jak by na to nie spojrzeć, dzieła te wzbudzają raczej uznanie w oczach społeczeństw Świata i nawet przegniłego komercją społeczeństwa UE, w tym i naszego, polskiego. Choć są i głosy niezrozumienia. We Wrocławiu doszło do tego, że dzieło które było wyrazem zgody ekipy Śląska z Motorem przestało istnieć, gdyż na wniosek Wyborczej miejscowa dyrektor szkoły zleciła zamalować to, co z wielkim mozołem zostało stworzone przez kilkugodzinną pracę kilku zdolnych ludzi. Sytuacja ta jest dowodem na to, że w naszym kraju, pomimo wielu mentalnościowych zmian, żyje jeszcze wielu twardogłowych Bierutów, którzy zamiast dzieła sztuki współczesnej, z którym identyfikuje się młodzież, wolą mieć obszczany murek, popisany markerami jak to Jacek kocha Zośkę.
Kolorowe dzieła zdobią nie tylko budynki użytku publicznego, ale i prywatnego, jak pokoje w domach i blokach, poszczególne bary, knajpy, dyskoteki czy sportowe hale ze szkołami na czele. Dla niektórych są dziełem sztuki, niedoścignionym marzeniem w ich tworzeniu i realizacji a dla innych solą w oku, chuligańskim wybrykiem i symbolem degeneracji młodzieżowego świata. Ich początek jednak sięga do pierwotnych i starożytnych czasów, gdyż już wtedy powstawały, a ich twórcy nie wiedzieli, że za ileś tam milionów, setek lat ich kumple „po farbie” będą nadal na przekór paragrafom i restrykcjom umieszczać malowidła na ścianach i murach kolejnych miast, dorobków ludzkiej cywilizacji. Dzieła te są jak freski, obrazy, i kto to wie czy współcześnie Bitwa pod Grunwaldem bądź Panorama Racławicka nie powstała by nie na płótnie, lecz gdzieś na krakowskim murze, gdzie Matejko przyszedł na świat.
W tym wszystkim jednak dzieła te mają swoje wady. Po pierwsze są nietrwałe. Ulegają korozji takiej samej, jak ściana narażona na wiatr, wodę i mróz i niestety - jak to barwa pod gołym niebem-płowieją, bądź ulegają celowemu zniszczeniu i niech mówi kto co chce, lecz dla mnie wjazd na sąsiednią dzielnicę, do miasta czy miasteczka przeciwnika w nocy czy nad ranem gdy nawet kot kima przy babcinym piecu, z woreczkami wypełnionymi farbą jest obrazem frajerstwa, nędzy i kompleksów, niszcząc w tak parszywy sposób dzieło czyjejś pracy, trudu i talentu i to nic że jest ono poświęcone wrogiemu klubowi. Najżałośniejsze jest w tym wszystkim to, że typ, który na szkolnym zeszycie ch***a ołówkiem naskrobać nie potrafił, niszczy teraz coś co jest wyrazem talentu ludzkich rąk. Zniszczyć cudze graffiti za pomocą woreczka z farbą to dno, lecz zamalować je innym grafem czy umiejętnie przerobić tak by było „po naszej stronie” jest już obrazem kozactwa, gdyż nie każdy to potrafi i niewielu ma tyle odwagi, by tego dokonać, będąc we wrogiej strefie nie ułamek sekundy, lecz jakiś czas, takiego zdania jestem i tego będę się trzymał.
Kończąc podam pewien istotny fakt, może nie wszyscy to wiedzą, ale różnica pomiędzy graffiti, a muralem jest taka, że graf jest czymś nielegalnym, niedozwolonym. Mural zaś powstaje za przyzwoleniem i nie łamie on żadnych praw. To co jest na blokach, pociągach malowane przez zakapturzonych pasjonatów, jest grafem. To co malują, równie zdolni kolesie za dnia, w odblaskowej kamizelce z odpowiednim zezwoleniem w kieszeni, jest muralem. Może gdzieś tam w USA prawdziwi grafficiarze gardzą muralami, zrobionymi na zlecenie czy z przyzwolenia władz, jednak w Polsce klimat tej zabawy jest zupełnie inny niż za oceanem. Trzymajmy się swojego! Miłej zabawy.
Artykuł jest własnością intelektualną miesięcznika "To My Kibice" - kopiowanie dozwolone pod warunkiem podania linka do tego sklepu - Sklep TMK najlepsza odzież uliczna i kibicowska.